sobota, 24 stycznia 2015

Czyje to łóżko?

Nazywam się Joanna. Mam 36 lat. Robię to od 15 lat z kawałkiem. Od tylu lat
(z niewielkimi przerwami) śpię z moimi dziećmi. Przyznaję się do tego i szczerze... NIE ŻAŁUJĘ ŻADNEJ Z TYCH NOCY!

To prawda, odkąd urodziła się moja Pierworodna, zaczęła się nasza przygoda
z współspaniem. Tak się stało, ponieważ tak było wygodnie. Tak się stało, ponieważ dobrze pamiętałam, jak bardzo pragnęłam tego jako dziecko i nigdy nie otrzymywałam. Tak się stało również dlatego, że cudowne jest to ciepełko bijące z małego ciałka. A poza tym, dziecko nawet kiedy śpi z otwartymi ustami, nawet kiedy chrapie i robi dziwne miny jest zachwycające!
Nie planowałam tego, nie czytałam na ten temat, nawet specjalnie się nad tym nie zastanawiałam. Byłam młoda, „Internety” jeszcze dla mnie nie istniały, od czasu do czasu czytałam tylko jakąś gazetę typu „Mamo, to ja”. Dla mnie nie było problemu. Brałam dziecko do łóżka, przede wszystkim ze względu na karmienie piersią, ale również dlatego, że wtedy Mała uspakajała się momentalnie. Poczucie, że jesteśmy blisko dawało jej poczucie bezpieczeństwa. A nam jej obecność nie przeszkadzała. Czyli wszyscy zadowoleni. Taki stan trwał do szóstego roku życia. Wtedy udało się przeprowadzić remont (do tej pory żyliśmy w jednym pokoju) i stworzyć przytulny pokoik dziecięcy. Od tej pory Najstarsza śpi u siebie. Odbyło się to bez żadnych tragedii, bez lęków nocnych, wrzasków – na spokojnie. Zdarzały się jeszcze wspólne noce, ale raczej wtedy, gdy za oknem szalała okropna burza lub zostawałyśmy na noc same.
Potem była przerwa aż do narodzin Średniej. Wtedy już byłam bardziej „oczytana”
i uświadomiona. Dziecko powinno spać w swoim łóżeczku! Poważnie tak myślałam! Pamiętam jednak to okropne uczucie, kiedy wróciłyśmy do domu ze szpitala (gdzie była przy mnie w łóżku bez przerwy), wykąpaliśmy tą kruszynkę, zjadła swoją porcję maminego mleka i wylądowała w łóżeczku... Jakimś takim zimnym, wielkim, bezosobowym. Pomimo tego że nie płakała, wyglądała tam na niesamowicie zagubioną. Ale jakoś się przemogłam i przez jakiś czas spała w nim. Nocne karmienia, których stawało się coraz więcej, zweryfikowały szybko stan rzeczy i z wygody dziecko znowu wylądowało w naszym łóżku. Przez chwilę zastanawiałam się, czy na pewno dobrze robię przyzwyczajając ją do spania z nami. Jednak szybko uświadomiłam sobie, że dzięki temu obie jesteśmy spokojniejsze i lepiej się wysypiamy.
Tak było przez 4,5 roku. Pomimo tego, że przed czwartymi urodzinami Średnia otrzymała własny pokój, z własnym łóżkiem, prawie co noc przychodziła do nas. Robiła to na dodatek na tyle zgrabnie, że nawet nie wiedzieliśmy, kiedy wsuwała się do naszego łóżka.
Tuż po czwartych urodzinach Średniej urodziła się Najmłodsza. I z trzecim dzieckiem jest już zupełnie inaczej. Powiedziałam sobie: co będzie, to będzie. Spałam
z oboma moimi wcześniejszymi córkami. Żadna z nich z tego tytułu nie ma uszczerbku na zdrowiu ani fizycznym ani psychicznym. Jeśli Najmłodsza będzie chciała być blisko nas – będzie! Na początku nawet się na to nie zapowiadało. Dostawała pierś i lądowała w swoim łóżeczku, ale oczywiście po czasie skończyło się jak poprzednio. Średnia na tym etapie nadal przychodziła, więc dzieliliśmy łóżko na cztery. Owszem, materac jest dość duży, ale okazało się, że nie aż tak. Porozmawialiśmy z nią, wytłumaczyliśmy, że przyszedł czas, aby zaczęła spędzać całe noce w swoim łóżeczku. Przyjęła! Bez rozpaczy, bez cyrków, ze zrozumieniem. Za to wie, że kiedy jest dzień wolny, natychmiast po usłyszeniu ruchu
w naszej sypialni, może przybiec i wskoczyć pod naszą kołdrę, a później następuje seria uścisków, łaskotek i wygłupów. Już w czwórkę.
Po co to piszę?
Bo między mamami ciągle trwa zażarta dyskusja na ten temat. Zresztą nie tylko między mamami. Również naukowcy spierają się w tej kwestii, przedstawiając różne wyniki badań. Przeciwnicy podają różnorakie powody do obaw, na przykład:
1. Rodzic może przygnieść i udusić dziecko podczas snu.
Szczerze? Po latach doświadczeń w temacie, nie wyobrażam sobie takiej sytuacji! Każdy kto dzieli łóżko z dziećmi wie, że to jest niewykonalne. To się po prostu czuje i człowiek podświadomie kontroluje sytuację. Inna sprawa jest w przypadku spania z dzieckiem pod wpływem różnych używek – tutaj zagrożenie faktycznie istnieje i używki wykluczają współspanie.
2. Częściej dochodzi do przypadków SIDS (Zespół Nagłej Śmierci Łóżeczkowej).
Dwa razy więcej badań udowadnia, że jest wręcz przeciwnie! Fakt spania dziecka
z rodzicami zmniejsza ryzyko SIDS, szczególnie w połączeniu z karmieniem piersią, które pobudza ośrodek oddechowy, a ponadto daje dziecku poczucie bezpieczeństwa
i bliskości. Zaspokojenie tych dwóch potrzeb jest nie do przecenienia i ma większe znaczenie niż wydaje nam się na co dzień (ale to już innym razem).
3. Zaburzenia pożycia małżeńskiego.
Większej głupoty nie słyszałam! Czy seks to tylko łóżko? Naprawdę? Jeśli tak, to serdecznie współczuję. Przecież kiedy dziecko idzie spać, cały dom jest do dyspozycji. Więc jeśli patrzymy na sprawę tak jednostronnie, to faktycznie może pojawić się problem. Ale jak głębiej się nad tym zastanowić, to ten problem chyba raczej siedzi w nas, a nie
w fakcie spania z dzieckiem. Jak wcześniej pisałam, śpię ze wszystkimi swoimi dziećmi... i pojawiają się nowe... ciekawe w jaki sposób? :)
4. Dziecko się przyzwyczai i nie będzie chciało spać samo, będzie miało lęki.
Nieprawda! Dzieci, które śpią z rodzicami, w późniejszym czasie rzadziej cierpią na lęki, ponieważ mają od samego początku zapewnione poczucie bezpieczeństwa. W tym najważniejszym dla nich czasie, mama jest na wyciągnięcie ręki, słyszą jej oddech, bicie serca – podobnie jak podczas życia płodowego. W pewnym sensie przejście w nowy świat staje się płynne, mniej bolesne.
5. Jest to niehigieniczne.
Jeden z najgłupszych argumentów. W jaki sposób może to być niehigieniczne? Czy nie zmieniamy pościeli? Czy nie kąpiemy się? Czy na dorosłym żyją jakieś inne drobnoustroje niż na dziecku? Przecież tuż po porodzie zaleca się kontakt „skóra do skóry” z rodzicami, właśnie w celu kolonizacji dziecka bakteriami „domowymi”. Więc
w jaki sposób mogą one zaszkodzić dziecku podczas współspania?

Pewnie znalazłoby się jeszcze więcej powodów przeciw spaniu z dziećmi. Dzisiaj wiem jedno – cieszę, że zaczynałam przygodę z macierzyństwem „zielona”, wolna od rad internetowych mam idealnych, które mają wszystko poukładane i żyją zgodnie ze swoimi bibliami-poradnikami parentingowymi. Postępowałam instynktownie, a moje szczęśliwe dzieci są dla mnie wyznacznikiem właściwych wyborów dokonywanych przez lata.
I spanie z nimi jest jednym z nich.
Ten tekst nie jest obiektywny. Zresztą nie taki był jego cel. To jest mój punkt widzenia, to jest nasze życie i nasze sposoby życia z dziećmi. I nie wszystkim może się to podobać – każdy podejmuje własne wybory. Tylko nie dajmy się zwariować!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz