Nazywam
się Joanna. Mam 36 lat. Robię to od 15 lat z kawałkiem. Od tylu
lat
(z niewielkimi przerwami) śpię z moimi dziećmi. Przyznaję się
do tego i szczerze... NIE ŻAŁUJĘ ŻADNEJ Z TYCH NOCY!
To
prawda, odkąd urodziła się moja Pierworodna, zaczęła się nasza
przygoda
z współspaniem. Tak się stało, ponieważ tak było
wygodnie. Tak się stało, ponieważ dobrze pamiętałam, jak bardzo
pragnęłam tego jako dziecko i nigdy nie otrzymywałam. Tak się
stało również dlatego, że cudowne jest to ciepełko bijące z
małego ciałka. A poza tym, dziecko nawet kiedy śpi z otwartymi
ustami, nawet kiedy chrapie i robi dziwne miny jest zachwycające!
Nie
planowałam tego, nie czytałam na ten temat, nawet specjalnie się
nad tym nie zastanawiałam. Byłam młoda, „Internety” jeszcze
dla mnie nie istniały, od czasu do czasu czytałam tylko jakąś
gazetę typu „Mamo, to ja”. Dla mnie nie było problemu. Brałam
dziecko do łóżka, przede wszystkim ze względu na karmienie
piersią, ale również dlatego, że wtedy Mała uspakajała się
momentalnie. Poczucie, że jesteśmy blisko dawało jej poczucie
bezpieczeństwa. A nam jej obecność nie przeszkadzała. Czyli
wszyscy zadowoleni. Taki stan trwał do szóstego roku życia. Wtedy
udało się przeprowadzić remont (do tej pory żyliśmy w jednym
pokoju) i stworzyć przytulny pokoik dziecięcy. Od tej pory
Najstarsza śpi u siebie. Odbyło się to bez żadnych tragedii, bez
lęków nocnych, wrzasków – na spokojnie. Zdarzały się jeszcze
wspólne noce, ale raczej wtedy, gdy za oknem szalała okropna burza
lub zostawałyśmy na noc same.
Potem
była przerwa aż do narodzin Średniej. Wtedy już byłam bardziej
„oczytana”
i uświadomiona. Dziecko powinno spać w swoim
łóżeczku! Poważnie tak myślałam! Pamiętam jednak to okropne
uczucie, kiedy wróciłyśmy do domu ze szpitala (gdzie była przy
mnie w łóżku bez przerwy), wykąpaliśmy tą kruszynkę, zjadła
swoją porcję maminego mleka i wylądowała w łóżeczku... Jakimś
takim zimnym, wielkim, bezosobowym. Pomimo tego że nie płakała,
wyglądała tam na niesamowicie zagubioną. Ale jakoś się
przemogłam i przez jakiś czas spała w nim. Nocne karmienia,
których stawało się coraz więcej, zweryfikowały szybko stan
rzeczy i z wygody dziecko znowu wylądowało w naszym łóżku. Przez
chwilę zastanawiałam się, czy na pewno dobrze robię
przyzwyczajając ją do spania z nami. Jednak szybko uświadomiłam
sobie, że dzięki temu obie jesteśmy spokojniejsze i lepiej się
wysypiamy.
Tak
było przez 4,5 roku. Pomimo tego, że przed czwartymi urodzinami
Średnia otrzymała własny pokój, z własnym łóżkiem, prawie co
noc przychodziła do nas. Robiła to na dodatek na tyle zgrabnie, że
nawet nie wiedzieliśmy, kiedy wsuwała się do naszego łóżka.
Tuż
po czwartych urodzinach Średniej urodziła się Najmłodsza. I z
trzecim dzieckiem jest już zupełnie inaczej. Powiedziałam sobie:
co będzie, to będzie. Spałam
z oboma moimi wcześniejszymi
córkami. Żadna z nich z tego tytułu nie ma uszczerbku na zdrowiu
ani fizycznym ani psychicznym. Jeśli Najmłodsza będzie chciała
być blisko nas – będzie! Na początku nawet się na to nie
zapowiadało. Dostawała pierś i lądowała w swoim łóżeczku, ale
oczywiście po czasie skończyło się jak poprzednio. Średnia na
tym etapie nadal przychodziła, więc dzieliliśmy łóżko na
cztery. Owszem, materac jest dość duży, ale okazało się, że nie
aż tak. Porozmawialiśmy z nią, wytłumaczyliśmy, że przyszedł
czas, aby zaczęła spędzać całe noce w swoim łóżeczku.
Przyjęła! Bez rozpaczy, bez cyrków, ze zrozumieniem. Za to wie, że
kiedy jest dzień wolny, natychmiast po usłyszeniu ruchu
w naszej
sypialni, może przybiec i wskoczyć pod naszą kołdrę, a później
następuje seria uścisków, łaskotek i wygłupów. Już w czwórkę.
Po
co to piszę?
Bo
między mamami ciągle trwa zażarta dyskusja na ten temat. Zresztą
nie tylko między mamami. Również naukowcy spierają się w tej
kwestii, przedstawiając różne wyniki badań. Przeciwnicy podają
różnorakie powody do obaw, na przykład:
1.
Rodzic może przygnieść i udusić dziecko podczas snu.
Szczerze?
Po latach doświadczeń w temacie, nie wyobrażam sobie takiej
sytuacji! Każdy kto dzieli łóżko z dziećmi wie, że to jest
niewykonalne. To się po prostu czuje i człowiek podświadomie
kontroluje sytuację. Inna sprawa jest w przypadku spania z dzieckiem
pod wpływem różnych używek – tutaj zagrożenie faktycznie
istnieje i używki wykluczają współspanie.
2.
Częściej dochodzi do przypadków SIDS (Zespół Nagłej Śmierci
Łóżeczkowej).
Dwa
razy więcej badań udowadnia, że jest wręcz przeciwnie! Fakt
spania dziecka
z rodzicami zmniejsza ryzyko SIDS, szczególnie w
połączeniu z karmieniem piersią, które pobudza ośrodek
oddechowy, a ponadto daje dziecku poczucie bezpieczeństwa
i
bliskości. Zaspokojenie tych dwóch potrzeb jest nie do przecenienia
i ma większe znaczenie niż wydaje nam się na co dzień (ale to
już innym razem).
3.
Zaburzenia pożycia małżeńskiego.
Większej
głupoty nie słyszałam! Czy seks to tylko łóżko? Naprawdę?
Jeśli tak, to serdecznie współczuję. Przecież kiedy dziecko
idzie spać, cały dom jest do dyspozycji. Więc jeśli patrzymy na
sprawę tak jednostronnie, to faktycznie może pojawić się problem.
Ale jak głębiej się nad tym zastanowić, to ten problem chyba
raczej siedzi w nas, a nie
w fakcie spania z dzieckiem. Jak wcześniej
pisałam, śpię ze wszystkimi swoimi dziećmi... i pojawiają się
nowe... ciekawe w jaki sposób? :)
4.
Dziecko się przyzwyczai i nie będzie chciało spać samo, będzie
miało lęki.
Nieprawda!
Dzieci, które śpią z rodzicami, w późniejszym czasie rzadziej
cierpią na lęki, ponieważ mają od samego początku zapewnione
poczucie bezpieczeństwa. W tym najważniejszym dla nich czasie, mama
jest na wyciągnięcie ręki, słyszą jej oddech, bicie serca –
podobnie jak podczas życia płodowego. W pewnym sensie przejście w
nowy świat staje się płynne, mniej bolesne.
5.
Jest to niehigieniczne.
Jeden
z najgłupszych argumentów. W jaki sposób może to być
niehigieniczne? Czy nie zmieniamy pościeli? Czy nie kąpiemy się?
Czy na dorosłym żyją jakieś inne drobnoustroje niż na dziecku?
Przecież tuż po porodzie zaleca się kontakt „skóra do skóry”
z rodzicami, właśnie w celu kolonizacji dziecka bakteriami
„domowymi”. Więc
w jaki sposób mogą one zaszkodzić dziecku
podczas współspania?
Pewnie
znalazłoby się jeszcze więcej powodów przeciw spaniu z dziećmi. Dzisiaj wiem jedno – cieszę, że zaczynałam przygodę z
macierzyństwem „zielona”, wolna od rad internetowych mam
idealnych, które mają wszystko poukładane i żyją zgodnie ze
swoimi bibliami-poradnikami parentingowymi. Postępowałam instynktownie, a moje szczęśliwe dzieci
są dla mnie wyznacznikiem właściwych wyborów dokonywanych przez
lata.
I spanie z nimi jest jednym z nich.
Ten
tekst nie jest obiektywny. Zresztą nie taki był jego cel. To jest
mój punkt widzenia, to jest nasze życie i nasze sposoby życia z
dziećmi. I nie wszystkim może się to podobać – każdy podejmuje
własne wybory. Tylko nie dajmy się zwariować!