środa, 4 marca 2015

Szacun dla wychowujących w pojedynkę!

Po doświadczeniach dzisiejszej nocy i jeszcze wielu innych oraz poranków, o których już wcześniej pisałam, doszłam do jednego wniosku. Kochane Mamy i Drodzy Ojcowie, którzy w pojedynkę (nie podoba mi się określenie „samotnie”) wychowujecie swoje dzieci – WIELKI SZACUN DLA WAS! Nie wyobrażam sobie ile musi Was to kosztować.
Ostatnia noc (raczej bliżej poranka) była okropnie wyczerpująca i dwie osoby dorosłe w postaci mojego Męża i mnie naprawdę miały co robić. Najmłodsza o godzinie czwartej z groszami zaczęła wymiotować. Więc zryw z łóżka – śpi z nami. Jeden leci po miskę do łazienki, drugi wyciąga dziecko z pieleszy, żeby nie zabrudziła pościeli jeszcze bardziej niż to nastąpiło. I teraz nie wiadomo, co najpierw, czy zająć się zarzyganą podłogą i pościelą, czy najpierw wsadzić małą do wanny, bo było to konieczne. Wybraliśmy w pierwszej kolejności jej komfort, oczywiście. Kiedy jeden wyciera i ubiera Małą, drugi przebiera łóżko, wyciera podłogę, przygotowuje spanie. Idziemy spać. Po 20 minutach powtórka… od początku. Z tym, że nie trzeba było kąpać dziecka. Kładziemy się – jest 4.40. Kiedy zaczęło mi się robić w końcu ciepło, zadzwonił budzik. Więc nieprzytomność na maksa. Ale żyć trzeba.
Poranki są stresujące najbardziej. Z powodu presji czasu. Wszystko wyliczone do minuty. Jeśli jedna rzecz się nie powiedzie, przeciągnie lub cokolwiek się zmieni, wszystko zaczyna się sypać. Dwie osoby, przy dwójce małych dzieci uczęszczających do różnych placówek, są według mnie niezbędne. I każda ma pełne ręce roboty. A i tak czasem coś nie pójdzie i atmosfera jest napięta, jak nie przyrównując… dobra, nie przyrównując.
Jest jeszcze kwestia choroby. Kiedy jedno jest chore, drugie przejmuje na siebie jego obowiązki. Naturalne. Zaopiekuje się dziećmi, ogarnie dom, ale zadba też o chorego, przytuli, zrobi posiłek – JEST.
I może jestem jakaś ograniczona, może nieogarnięta, może zbyt mało książek przeczytałam, ale naprawdę trudno mi sobie wyobrazić, że radzę sobie z tym wszystkim sama. Czasami mam wrażenie, że gdyby nie Ojciec moich dzieci, nie dałabym rady, oszalała, albo popłynęła w jakąś inną stronę.
Dlatego, Kochani samodzielnie opiekujący się dziećmi, podziwiam Was! Jesteście dla mnie gigantami! Nie wiem, jak sobie z tym wszystkim radzicie, na pewno jest Wam często tak ciężko, że płaczecie w poduszkę, że macie ochotę rzucać przedmiotami, że chcielibyście uciec na koniec świata. Ale nie macie wyjścia, musicie być, musicie trwać przy Waszych dzieciach, bo one maja tylko Was. Tylko Wy możecie przebrać je, kiedy są spocone w gorączce lub obrzygane jak moja Mała dziś w nocy, tylko Wy jesteście w stanie je uspokoić, kiedy mają w nocy złe sny, albo koledzy w przedszkolu lub szkole je przezywają. To Wy prowadzicie swoje pociechy na zajęcia dodatkowe, żeby zrobić, co w Waszej mocy, aby ułatwić im start w ten trudny świat, choć nieraz macie ochotę tylko na to, żeby usiąść przed telewizorem i nie myśleć. I to właśnie Wy dzielicie ze swoimi dziećmi wszystkie radości, osiągnięcia, pokazujecie jacy jesteście dumni, pomimo nieprzespanych nocy, pomimo zmęczenia takiego, że ledwo trzymacie się na nogach. Pomimo tego, że nie ma Wam kto głupiej herbaty zrobić, czy przynieść koc, kiedy leżycie (tak, z pewnością leżycie…) w gorączce. I często nie ma Wam kto powiedzieć, jaką wspaniałą robotę wykonujecie. Jesteście doskonali, pomimo tego, że nie jesteście idealni!

KAŻDY Z WAS ZASŁUGUJE NA MEDAL!


2 komentarze:

  1. Trafne spostrzeżenie. Ja również podziwiam takich rodziców. Są sytuacje, gdy mój mąż jest np. w nocy w pracy, a ja biegam między dwoma pokojami, nie wyobrażam sobie tego na dłuższą metę bo kiedy odpocząć i nabrać sił do dalszych zmagań, gdy jest się w pojedynkę? Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała się o tym przekonać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Tak, mają oni ogromną siłę! Znam kilka takich mam i są dla mnie bohaterkami :)

      Usuń